piątek, 12 lipca 2013
Szajba xP
Do napisania AgA
Rozdział 10--Opowieść.
-Chaliego i Rene Hale poznałem 115 lat temu we Włoszech. Razem z wami-tu wskazał na mnie, Rosalie i Jazza.- wybrali się na wycieczkę do Rzymu. Niestety samolot, którym lecieliście został porwany przez Volturi, starą i potężną wampirzą rodzinę polującą na ludzi. Ludzie z feralnego lotu zostali porwani i przewiezieni do Voltery, czyli siedziby Volturi, gdzie mieli stać się przekąską na zbliżającym się ,Dniu świętego Marka'. Na wasze szczęście na imprezie pojawił się Eleazar, wampir rozpoznający dary u ludzi i wampirów. Poprosił Ara, przywódcę Volturi, by przed ucztą mógł sprawdzić czy jest wśród ludzi, ktoś utalentowany. Tak też się stało, okazało się, że cała wasza rodzina ma dary. W tamtej chwili Aro staną przed trudną decyzją ,Co z wami zrobić?'. Postanowił, że przemieni was w dniu 17 urodzin a potem zmieni waszych rodziców. Na szczęście zrobiliśmy to przed nimi byście mieli wybór czy chcecie dołączyć do Volturi.-powiedział Carlisle.
-Dary?-spytałam.
-Wyjątkowe zdolności wampirów-odpowiedział Carlisle.
-Ja umiem czytać w myślach.-rzekł Edward.
,Ku*wa musze uważać na myśli'-pomyślałam, na co Edward się zaśmiał.
-Ja przewiduję przyszłość-tym razem odpowiedziała Alice.
-Ja władam żywiołami.-rzekł Emmett.
-Ja potrafię narzucić swoją wolę każdemu człowiekowi.- tym razem wtrącił się doktor.
-A ja jestem tarczą fizyczną, czyli potrafię chronić siebie i wybrane osoby przed atakami siłowymi.-zakończyła Esme.
-A co z nami?-spytałam z zaciekawieniem.
-Jasper steruje i wyczuwa emocje a jego drugim darem jest usuwanie pamięci, Rosalie potrafi się teleportować i jest tarczą mentalną a ty...-przerwał w połowie zdania Carlisle.
-Prawdopodobnie umiesz tworzyć dary-dokończył za niego Edward.
-WOW. Nie dość, że w tym pomieszczeniu przebywa 8 wampirów, to jeszcze każdy ma wyjątkową moc.-rzekłam
-Takie życie-odpowiedział niby znudzonym głosem Emmett. Po czym zaczął się śmiać a w ślad za nim poszła reszta. Przy Emmettcie każdy tracił poczucie czasu więc nie wiadomo kiedy zaczęło świtać.
-To ja, Edward i Emmett jedziemy do szkoły.-rzekła Alice.
-A co z nami?-spytałam.
-Rose pokaże Ci twój pokój a potem sobie pogadacie czy coś.-odpowiedział chochlik.
-Chodź.-powiedziała Rosalie, po czym pociągnęła mnie na schody.
Na końcu długiego korytarza naprzeciw drzwi z plakietką ,Edward' widniało moje imię.
Zawahałam się przed drzwiami, co nie uszło uwadze mojej siostry, która zachęciła mnie ruchem dłoni do wejścia. Niepewnie otworzyłam dębowe drzwi a moim oczom ukazał się cudny widok.
Pokój utrzymany został w hawajskim klimacie. Na przeciwko wejścia, pod ścianą kołysał się hamak, za którym kryła się foto-tapeta przedstawiająca zachód słońca. Pod oknem, po prawej stronie stało biurko oraz stylizowana pufa. Lewa strona pokoju została zajęta przez parę drzwi, kilka półek, lustro oraz wierzę. Pozostałe ściany pomalowane zostały na brzoskwiniowy a mahoniowa podłoga przykryta puszystym dywanem.
Gdy skończyłam oglądać pokój uchyliłam pierwsze drzwi, które prowadziły do nowoczesnej łazienki. Okazało się, że oprócz własnej toalety posiadam własną (wypełnioną po brzegi) garderobę. Intuicja podpowiadała mi, że w wystroju wnętrz i zaopatrzeniu garderoby maczała ręce damska część rodziny Cullenów, do której właśnie dołączyłam.
*****************************************************************
I jak mam nadzieję, że idzie mi coraz lepiej, niedługo następny rozdział
Trzymajcie się, cześć AgA
środa, 10 lipca 2013
Rozdział 9--Polowanie.
-Jasper?-spytałam, dźwięcznym, nie podobnym do mojego głosem.
-Isii, przepraszam Cię za wszystko.-szepną patrząc na mnie z braterską czułością.
Zerwałam się ze szpitalnego łóżka, po czym przytuliłam z całych sił brata, na co się zaśmiał.
-Przestań bo mnie udusisz.-szepną.
-Nawet nie wiesz jak tęskniłam.-powiedziałam, modląc się by z moich oczu nie pociekły łzy.
-Wiem, wiem może pójdziemy po Rose?-spytał głosem jakby naprawdę się dusił.
-Oczywiście.-mój głos był przesiąknięty radością.
Zeszliśmy do salonu, w którym przebywali wszyscy Cullenowie i Rosalie. Na mój widok wszyscy się uśmiechnęli a moja siostra podeszła do mnie i przytuliła z wielką siłą. Gdy Ross niechętnie mnie puściła, zaczęłam przechodzić z rąk do rąk zamieniając z każdym kilka słów.
-Chyba czas na wyjaśnienia.-rzekł mężczyzna nazywany przez Edwarda Carlisle.
Wszyscy usiedli.
-Wiem Bello, że masz dużo pytań.-pierwszy raz odezwał się Edward na co pokiwałam głową.
-Co się ze mną stało?-spytałam lekko zdezorientowana.
-Cała nasza rodzina a także Ty Rosalie i Jasper jesteśmy wampirami.-powiedział spokojnie Carlisle.
-Czym?-spytałam mocno zdezorientowana, choć znałam odpowiedź.
-Wampirami.-powtórzył- Nie martw się my nie polujemy na ludzi tylko na zwierzęta, przez co mamy złote oczy.
Mówił prawdę wszyscy zgromadzeni mieli oczy w kolorze złota.
-A co do picia krwi, Bello chyba czas na polowanie.-wtrącił się Edward.
-Ale ja nie umiem.-powiedziałam cicho, na co mój rozmówca się zaśmiał.
-Nauczę Cię.-powiedział z uśmiechem, po czym złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę lasu.
Myślałam, że gdy zostaniemy sami Edward puści moją dłoń i będzie zachowywał się jakby ten gest nic nie znaczył. Myliłam się, nawet podczas naszego biegu z zawrotną prędkością nasze dłonie były splecione. Zatrzymaliśmy się na niewielkiej polanie.
-Zamknij oczy.-usłyszałam melodyjny baryton po czy wykonałam polecenie.
-Co czujesz?-spytał. Wciągnęłam powietrze do płuc i wtedy poczułam słodki zapach w odległości paru kilometrów od polanki. Nie czekając na Edwarda pognałam w jego kierunku. Po chwili dostrzegam wielką pumę. Poddałam się wampirzemu instynktowi i skoczyłam na wielkiego drapieżnika. O dziwo udało mi się go zabić, wgryzając ostre zęby w jego ciepłą skórę. Oprócz pantery zapolowałam jeszcze na parę parzystokopytnych. Dopiero po skończeniu posiłku zauważyłam, że ktoś świdruje mnie wzrokiem. Szybko się odwróciłam i ujrzałam Edwarda, nonszalancko opartego o pobliskie drzewo. Szybko wytarłam twarz z resztek krwi, po czym spytałam:
-Wracamy?
W odpowiedzi mój towarzysz skiną głową. Okazało się, że dobiegliśmy dość daleko od domu Cullenów, poprawka od naszego domu. W wampirzym tempie pokonaliśmy tą trasę w siedem minut. Przed drzwiami czekała na nas reszta rodziny. Widać było, że wszyscy są zdenerwowani, tyko czym?
-Bello i jak twoje pierwsze polowanie?-spytał Carlisle.
-Dobrze dziękuje odpowiedziałam.
-Może usiądziemy w salonie?-to pytanie padło z ust Esme.
Wszyscy posłusznie weszli do salonu i usiedli na sofach i fotelach.
-Pewnie chcecie dowiedzieć się z kąd was znam i dlaczego tak się stało.-zaczął rozmowę Carlisle. Ross, Jasper i ja pokiwaliśmy głowami.
Tak rozpoczęła się opowieść Carlislea.
niedziela, 7 lipca 2013
Ważne informacje
Mam nadzieję, że mi wybaczycie i będziecie dalej śledzić historię Belli Hale
Do napisania AgA
sobota, 6 lipca 2013
ROZDZIAŁ 8--Sen
-Niedługo się dowiesz.-szepną dźwięcznym barytonem.
Staliśmy przytuleni jeszcze jakiś czas, nie potrzebowaliśmy słów by wyrazić co czujemy. Szczęście po długiej rozłące, które powoli leczy ból z przed dwóch lat. Nagle mnie puścili i odsunęli się o parę kroków.
-Musimy już iść.-rzekli ze smutkiem.
-Alee..-nie wiedziałam co teraz mam zrobić.
-Cii..Niedługo się spotkamy.-Powiedziała Rose po czym obydwoje mnie przytulili i znikli a ja się obudziłam.
To tylko sen, oni nie żyją.Powtarzałam sobie w myślach. Choć cały czas widziałam ich twarze, czułam ich uścisk, ich zimne dłonie. Choć było bardzo późno, wybiegłam z domu,
zakładając tylko buty. Wbiegłam do lasu otaczającego dom. Chciałam ich odszukać, choć wiedziała, że oni odeszli na zawsze. Biegłam na północ, przynajmniej tak myślałam. Co chwilę się przewracałam, przez co miałam dużo zadrapań i siniaków, lecz zawsze znajdywałam siłę by wstać i biec dalej. Po pewnym upadku nie miałam już siły się podnieść, kończyny odmawiały mi posłuszeństwa więc zrezygnowana oparłam się o pobliski kamień i zaczęłam płakać. Gdy skończyły mi się słone krople zaczęłam się zastanawiaćco zrobią rodzice gdy dowiedzą się, że nie żyję, albowiem mój koniec jest blisko. Mama na pewno się załamie, gdy okaże się, że straciła wszystkich potomków. Postanowiłam wrócić do domu i wytłumaczyć wszystko rodzicom.
Gdy wzeszło słońce podniosłam się i wyruszyłam w drogę powrotną.
Szłam powoli, ostrożnie stawiając każdy krok.Zdziwiło mnie jak daleko zaszłam. Około południa straciłam resztki sił i nadziei na powrót do domu.
Nogi się pode mną ugięły, odmawiając do końca posłuszeństwa.
Mój organizm był przemęczony i wyczerpany.Usiadłam na starym, zwalonym drzewie. Nagle usłyszałam odgłos łamanej gałązki, podniosłam głowę i ujrzałam
Edwarda Cullena, stojącego metr ode mnie z zatroskaną miną.
-Edward,-szepnęłam, po czym straciłam przytomność.
Leżałam chyba na łóżku szpitalnym, w ogóle nie czując bólu, morfina. pomyślałam. dopiero teraz usłyszałam dyskusję, która toczyła się za moimi plecami.
-Carlisle musisz ją zaraz przemienić.-usłyszałem głos Edwarda .
-Jej stan jest dość ciężki, nie wiem czy jej serce to przeżyje.-powiedział spokojnie jakiś mężczyzna, z pewnością starszy od Edwarda.
-Jeśli nie zrobisz tego za chwilę zajmą się nią Volturii.-usłyszałam głos Jaspera.
Przecież on nie żyje. nawet jakby żył,co jest niemożliwe to by wrócił do domu a nie teraz stał tu i rozmawiał z Cullenem.
Do głowy nasuwało mi się miliony pytań,lecz na razie nie miałam poznać na nie odpowiedzi.
-Dobrze przemienię ją tylko pójdźcie na dół i powiedźcie o tym Alice, Rose i Esme, nie chcę, żeby się o nią martwiły.-znów odezwał się nieznajomy mi mężczyzna. zaraz zaraz Alice,Rose co to ma znaczyć
-Witaj nazywam się Carlisle Cullen i mam nadzieję, że wybaczysz mi to co za raz zrobię-tym razem odezwał się do mnie. Nic nie widziałam, bo miałam mocno zamknięte oczy. Poczułam słodki i zimny oddech mężczyzny na mojej szyi a później tylko ogień który zaczął we mnie płonąć odkąd dotkną mojej skóry swoimi marmurowymi ustami. Od tej chwili myślałam, tylko o ogniu palącym moje wnętrzności, o żarze sprawiającym niewyobrażalny ból. Po długich męczarniach ogień zaczął się cofać, zaczynając od nóg a kończąc na głowie. Ból ustąpił całkowicie a ja poczułam się dziwnie lekka. Bałam się widoku, który ujrzę po otworzeniu oczu, dlatego trzymałam je szczelnie zamknięte. W tej chwili bałam się wszystkiego. Niespodziewanie usłyszałam głosy Edwarda i Jaspera, niedaleko mojego łóżka. Wreszcie ciekawość wzięła górę nad strachem i niepewnością. Delikatnie otworzyłam oczy, widok mnie zszokował.
*********************************************************************************************
I jak wam się podoba, bo ja jestem wyjątkowo zadowolona z tego rozdziału :D
Komentujcie, Subskrybujcie i odwiedzajcie mojego bloga. Następny rozdział niebawem.
piątek, 5 lipca 2013
Rozdział 7---Alice i Emmett.
Następnego dnia nie przywitało mnie słońce ani deszcz. Niebo było przysłonięte chmurami, które skutecznie nie przepuszczały ciepłych promieni. Na szczęście było ciepło i nie padało. Te dwa czynniki pogody sprawiły, że byłam nastawiona pozytywnie na nadchodzące wydarzenia. Wstałam i udałam się w kierunku łazienki. Po porannej toalecie ubrałam się w lnianą różową bluzkę, seledynowe rurki i czarne tenisówki. Włosy zostawiłam rozpuszczone, by opadały kaskadami na moje drobne ramiona. Z racji tego, że było sucho a miałam jeszcze dużo czasu do rozpoczęcia lekcji postanowiłam pójść do szkoły na piechotę.Wyszłam z domu zakładając skórzaną kurtkę po czym udałam się w kierunku liceum. Pod budynek doszłam parę minut przed dzwonkiem, postanowiłam nie ryzykować spotkaniem z moim Eks przyjacielem, więc szybkim krokiem udałam się w kierunku klasy. Tak jak wczoraj przed pomieszczeniem stał Edward. Uśmiechnęłam się do niego na co mój przyjaciel się roześmiał. Usiedliśmy w ostatniej ławce w chwili gdy do klasy wszedł nauczyciel. Ponieważ był to Angielski zamiast porozmawiać z Edwardem wsłuchałam się w słowa Pana Springa (tak nazywa się nauczyciel angielskiego).Pierwsze cztery lekcje minęły bardzo spokojnie. Wreszcie nadeszła pora lanczu, którą chciałam spędzić z Edwardem jak najdalej Jackoba. Gdy weszłam do stołówki mój wzrok od razu padł na mojego nowego przyjaciela uśmiechającego się do mnie przyjaźnie. Dopiero po chwili dostrzegłam gest, którym zaprasza mnie do naszego wczorajszego stolika. Mimowolnie się uśmiechnęłam. Już z pełną tacką na jedzenie podeszłam do Edwarda i usiadłam na przeciwko mojego kolegi.
-Hej-powiedział, uśmiechając się szelmowsko
-Cześć.
Nagle do naszego stolika podeszła dziewczyna o mlecznej cerze, złotych oczach i urodzie chochlika a za nią chłopak o takim samym odcieniu skory i oczach.
-Cześć nazywam się Alice Cullen i jestem siostrą Edwarda.-powiedziała, -
-Nazywam się Bella Hale.-też się uśmiechnęłam.
-A ja jestem Emmett Cullen, brat tych dwojga.-powiedział misiowaty pajac do tej pory trzymający się z boku
-Może usiądziecie?-spytałam.Kątem oka popatrzyłam na Edwarda który się skrzywił na moje pytanie.
-Jasne-odpowiedziała Alice uśmiechając się słodko.Razem z Emmettem usiadła przy naszym stoliku, co widocznie nie spodobało się miedzianowłosemu. Podczas naszej rozmowy w stołówce dowiedziałam się wielu faktów o Cullenach. Na przykład:
~Alice interesuje się modą i kocha zakupy.
~Emmett wcale nie jest taki groźny na jakiego wygląda, na dodatek lubi basketball
.~Edward gra na pianinie.
~Ich adoptowani rodzice nazywają się Carlisle i Esme.
~Mieszkają w lesie niedaleko Forks.
Niestety musieliśmy skończyć rozmowę bo zadzwonił dzwonek obwieszczający koniec przerwy. Nie chętnie udałam się w kierunku klasy wiedząc, że spotkam tak Jackoba. Weszłam do pomieszczenia równo z nauczycielem po czym zajęłam miejsce obok byłego przyjaciela.Od razu odsunęłam się od niego na maksymalną odległość mając nadzieję, że się nie przysunie. Pod koniec lekcji Jackob nie spodziewanie zacz rozmowę.
-Bello przepraszam Cię za wczoraj, po prostu mnie poniosło, co nie zmienia faktu, że nie powinnaś spotykać się z Cullenami.-zaczął się tłumaczyć
.-Dla ciebie jestem Isabellą i nie będziesz mi mówił z kim mogę a z kim nie mogę się kolegować.-wysyczałam
-Aleee-widać zaskoczyły go moje słowa
-Żegnam-Ucięłam w chwili, gdy zadzwonił dzwonek po czym wyszłam zostawiając Jacka samego. Dopiero po chwili zauważyłam, że po porannej pogodzie nie zostało nic. Rozpętała się burza, która pokazywała częstą pogodę w Forks. Zrezygnowana poszłam w stronę domu wiedząc, że po powrocie nie będzie na mnie suchej nitki.
-Bello może pojedziesz z nami??-usłyszałam głośny głos Edwarda po mojej prawej stronie, więc szybko się odwróciłam i ujrzałam srebrne volvo.
-Nie dzięki już i tak jestem cała mokra-odpowiedziałam
-Proszę-Edwardowi chyba zależało bym nie szła na piechotę.
-Nie i już-.postanowiłam nie ustąpić, nawet jeśli prosił mnie Edward
-Choć po dobroci albo Cię porwę.-Edward widocznie żartował z mojego położenia.
-Nie.-odpowiedziałam
-Nie to nie.-odrzekł zrezygnowany po czym wysiadł z samochodu wziął mnie na ręce i wsadził na tyknie siedzenie Volvo. Po czym ruszył w stronę mojego domu.Nawet nie zauważyłam jak samochód zahamował, bo byłam zajęta rozmową z Alice o nowym sklepie odzieżowym w Forks. Dopiero po chwili się zorientowałam i niechętnie wysiadłam z auta Cullenów dziękując za podwiezienie do domu. Reszta dnia minęła mi bardzo szybko, lecz noc zapowiadała się koszmarnie.
****************************************I jak wam się podoba bo mi niezbyt,ale obiecuje, że następny rozdział będzie:-dłuższy-więcej akcji i dialogów-lepiej napisany jednym słowem ciekawszy
Do napisania AgA
czwartek, 4 lipca 2013
Rozdział 6--Fala niespodzianek
**********************************************************
Gdy się obudziłam znów usłyszałam stukot deszczu o szybę, jednak tym razem wydawał się dziwnie stłumiony. Podniosłam się i wyjrzałam przez okno, dopiero po chwili ujrzałam różnice. Wczorajszy deszcz zamienił się w mżawkę powodującą gęstą mgłę. Skończyłam rozmyślania i udałam się w stronę łazienki po drodze chwytając przygotowany wcześniej strój. Mój wybór padł na czarne rurki, krwisto czerwoną luźną bluzkę i tego samego koloru trampki. Wyglądam jak Hrabia Dracula. Zaśmiałam się w myślach po czym zeszłam do kuchni przygotować śniadanie. Po śniadaniu umyłam naczynie i szybkim krokiem wyszłam z domu po czym wsiadłam do samochodu i udałam się w kierunku szkoły a tym samym w kierunku Edwarda Cullena. W drodze do liceum uświadomiłam sobie jeden istotny fakt mianowicie byłam pewna, że jakaś dziwna siła ciągnie mnie w jego kierunku, nie tylko w stronę niebywałego piękna chłopaka, ale też w stronę jego potrzeb i pragnień. Na razie nie potrafiłam odgadnąć tego uczucia, bo nigdy wcześniej go nie odczułam, lecz miałam pewność, że w przyszłości dowiem się co to za uczucie. Moje rozmyślania przerwał Jack z pochmurną miną. Wyszłam z samochodu i stanęłam twarzą w twarz z przyjacielem.
-Choć za mną.-mówiąc złapał mnie za ramię nie czekając na moją zgodę i pociągną mnie w stronę opuszczonego budynku.
Od razu nie spodobało mi się jego zachowanie, miałam przeczucie, że zaraz zdarzy się coś strasznego. Po chwili mnie puścił.
-Co to miało być?-spytał agresywnie
-Co?-spytałam ze strachem
-To, że pobawiłaś się mną jeden dzień i pobiegłaś do Cullena.-choć całe zdanie było przesiąknięte nienawiścią nazwisko mojego znajomego wysyczał naprawdę głośno.
-Zostaw mnie w spokoju!-krzyknęłam po czym pobiegłam w stronę auta. Wsiadłam i zatrzasnęłam drzwi, po czym zaczęłam płakać. Łzy spływały no moich policzkach tworząc mokre szlaczki. Nagle usłyszałam pukanie w szybę od strony pasażera. Szybko przetarłam łzy wierzchem dłoni i zaprosiłam nieznajomego do środka. Okazało się, że tym ,Nieznajomym' był Edward.
-Co się stało?-spytał.
-Nic-odpowiedziałam choć w myślach moja odpowiedź brzmiała ,Dużo'
-Czyli?-drążył dalej.
-Raczej o kogo-odpowiedziałam
-W tym jest właśnie problem bo pokłóciliśmy się o ciebie-rzekłam, wyrzucając słowa jedno po drugim.
-Jack jest zazdrosny o to, że siedziałam wczoraj z tobą w stołówce.
-Tylko?
-Tak
Na te słowa chłopak zaśmiał się perliście jakby moje słowa były bardzo śmieszne. Najpierw zwierzam się Edwardowi z moich wszystkich problemów a on zamiast mi doradzić śmieje mi się prosto w twarz. Isabello jesteś bardzo naiwna. skarciłam się w myślach.
-Przepraszam-szepną cicho Edward jakby wiedział o czym myślę.
Z przyzwyczajenia zerknęłam na zegarek.
-Dobra to ja wysiadam a ty jedź do domu.-Powiedział Edward uśmiechając się do mnie, moim zdaniem sztucznie.
-Pa.-rzekłam trochę zbyt późno by mógł usłyszeć.
Aby uniknąć spotkania z Blackiem szybko odjechałam spod szkoły, tym samym uważając by nie spowodować wypadku. Resztę dnia spędziłam myśląc o tajemniczym Edwardzie Cullenie.
**********************************************************
I jak się wam podoba? według mnie trochę słabo, bo dopadła mnie depresja :( (i cudem ukończyłam ten rozdział) ale nie martwcie się już jest lepiej. Dla wyjaśnienia przepraszam wszystkich fanów Jackoba za to w jakim świetle go postawiłam i jaką odgrywa rolę w mojej Historii Zmierzchu. I pragnę podziękować Issie za wspieranie mnie i życzenia (pomogły)
środa, 3 lipca 2013
Rozdział 5--Cullenowie i prezent
-Hej ty pewnie jesteś Isabella.-rzekł.
-Tak to ja, a ty jesteś....?-Nie dane mi było skończyć
-Miki Network.-mówiąc wyciągną dłoń w moją stronę.
-Miło poznać-rzekłam zmuszając się do uśmiechu po czym potrząsnęłam dłonią chłopaka.
Miki skasował moje zakupy, ewidentnie robiąc to powoli i dokładnie jakby chciał zatrzymać mnie na dłużej w sklepie.Gdy wychodziłam czułam na plecach świdrujący wzrok chłopaka.
Szybkim krokiem udałam się w stronę domu. W kuchni włączyłam radio i zabrałam się do gotowania. O dziwo skończyłam tą czasochłonną potrawę bardzo szybko więc postanowiłam pójść do pokoju po Wichrowe wzgórza i zagłębić się w relaksacyjnej lekturze.Nagle usłyszałam jak ktoś wchodzi do domu, szybko zerwałam się z łóżka i pobiegłam zobaczyć kto przyszedł. Moje oczy ujrzały uśmiechniętą mamę co było bardzo dziwne ponieważ moja rodzina od dwóch lat nie cieszyła się z byle powodu. Postanowiłam na razie o to nie pytać by nie zepsuć obiado-kolacji moim rodzicom i sobie przy okazji.
-Co tak ładnie pachnie?-spytała Rene teatralnie wciągając powietrze do płuc.
-Ravioli z grzybami, chyba twoje ulubione prawda?-rzekłam unosząc jedną brew.
-O tak- mówiąc potarła dłońmi, jakby postanowiła wcielić w życie jakiś niecny plan.
W tym momencie do domu wszedł uśmiechnięty ojciec. Chyba Forks działa bardzo pozytywnie na rodziców i na mnie. Zaśmiałam się w duchu na tą myśl.
-Siadajcie, bo obiad wystygnie.-rzekłam matczynnym tonem. Gestem dłoni zaprosiłam rodziców do stołu. Po czym nałożyłam obiad na talerze domowników. Wszyscy konsumowali w ciszy napełniając żołądki do pełna.
-Jak tam pierwszy dzień w szkole?-spytała Rene przerywając błogą ciszę.
-A dobrze, poznałam kilka sympatycznych rówieśników.-Moją wypowiedzią starałam się zakończyć temat szkoły. Po prostu wolałam pytać niż udzielać odpowiedzi, taka już moja natura dodałam w myślach.
-Jakiś chłopców też?-mama dalej drążyła temat.
-Całych dwóch!-w te zdanie włożyłam dużo udawanej radości, inaczej zwanej sarkazmem.
-Dobra dobra o nic już nie pytam-mówiąc uniosła ręce do góry w geście pojednania.
Po zakończeniu posiłku udałam się do łazienki wypróbować nowy olejek po czym przebrałam się w piżamę i położyłam do łóżka oddając się w objęcia Morfeusza.
Tak oto zakończył się pierwszy dzień szkoły w Forks.
Nazajutrz obudziło mnie głośne stukanie nad głową. Niechętnie otworzyłam oczy i ujrzałam deszcz a raczej ulewę. Powoli zeszłam z łóżka i ślimaczym tempem poszłam do łazienki wziąć orzeźwiający prysznic. Po porannej toalecie weszłam do garderoby skompletować strój do szkoły. Mój wybór padł na granatowe rurki , czarne trampki, różową bluzkę z falbankami i szary sweter. Ubrana i uczesana zeszłam do kuchni zjeść śniadanie. Rodzice byli już dawno w pracy więc nie miałam co liczyć na podwiezienie do szkoły. Zjadłam płatki z mlekiem i zobaczyłam, że na stole leży złożony list i klucze od samochodu przewiązane ozdobną wstążką. Od razu wyczułam, że to sprawka Rene.
Droga Isi ze względu na dzisiejszą pogodę razem z tatą postanowiliśmy dać Ci prezent urodzinowy trochę wcześniej. Twoja niespodzianka stoi przed domem. Mamy nadzieję, że nam wybaczysz, że osobiście nie możemy wręczyć Ci prezentu.
Mama i Tata.
Jeśli dobrze zrozumiałam to rodzice kupili mi samochód. Od razu wyjrzałam przez okno. Widok mnie bardzo zdziwił, przed domem stało nowiutkie czarne sportowe auto chyba Bugatti. Szybko założyłam kurtkę a na ramię założyłam torbę z książkami i wyszłam przed dom. Spróbowałam otworzyć drzwi samochodu i o dziwo mi się udało. Przekręciłam kluczyk w stacyjce na co pojazd zamruczał jak dziki kot. Z pod domu odjechałam z piskiem opon i popędziłam w stronę szkoły. W drodze do liceum zastanowiłam się ile mogło kosztować auto. Podjeżdżając pod szkołę stwierdziłam, że na pewno było bardzo drogie. Gdy wysiadałam z mojego cacuszka podszedł do mnie przystojny chłopak o miedzianych włosach, mlecznej cerze i złotych oczach.
-Witam nazywam się Edward Cullen.-mówiąc uśmiechną się promiennie.
-Cześć jestem Isabella Hale.-Słysząc moje nazwisko lekko się skrzywił po czym znów się uśmiechną.
-Widzę, że kupiłaś sobie Bugatti Veyron 16.4
-Yyy skoro tak twierdzisz to chyba tak .-rzekłam zmieszana-wiesz niezbyt znam się na samochodach-wyjaśniłam szybko po czym oblałam się rumieńcem i odwróciłam twarz.
-Jaką masz teraz lekcję?-spytał zmieniając temat za co byłam mu dozgonnie wdzięczna .
-Geografię w sali 2.3
-O ja też.-mówiąc rozpromienił się jeszcze bardziej,co przed chwilą zdawało się dla mnie nie możliwe.
-Idziemy?-spytał
Pokiwałam twierdząco głową. Po czym ruszyliśmy w stronę klasy. Przed wejściem na lekcję chłopak niespodziewanie staną i spytał:
-Może usiądziesz dzisiaj ze mną w ławce?
-Jasne.-odpowiedziałam z uśmiechem.
W czasie lekcji okazało się, że lekcje na które nie chodzę z przyjaciółmi mam właśnie z Edwardem.
-Może usiądziesz dzisiaj ze mną?-spytał miedzianowłosy w drodze na stołówkę. Zamurowało mnie.
Nie mogłam wymówić ani słowa więc na potwierdzenie pokiwałam głową na co chłopak uśmiechną się szelmowsko.Podeszłam do stołówki i wzięłam kawałek pizzy i oranżadę po czy udałam się w kierunku Edwarda.
Naglę do stołówki weszło dwoje nastolatków, dziewczyna o krótkich nastroszonych kruczo-czarnych włosach i chłopak przypominający ciężarowca.
Dziwne było to, że obydwoje kroczyli z gracją w stronę opuszczonego stolika po naszej prawej stronie. Uśmiechnęli się do mojego towarzysza na co ten pokiwał przecząco głową. Od razu ,,Rozmówcy'' Edwarda spochmurnieli i odwrócili się do niego plecami.
-Co się stało?-spytałam.
-Nic a o co chodzi?-Edward udał, że nic się nie stało.
-O twoje rodzeństwo, dlaczego są smutni?- drążyłam dalej
-Alice chciała mnie wyrwać dzisiaj na zakupy a ja się nie zgodziłem.-od razu wyczułam, że kłamie, ale nie chciałam go denerwować moją dociekliwością.
-Zaraz koniec przerwy idziemy?-spytał
-Mhhm
Reszta lekcji minęła mi bardzo szybko, nawet nie wiem kiedy wróciłam do domu zjadłam kolację i położyłam się spać. Pamiętam tylko, że moje ostatnie chwilę na jawie spędziłam rozmyślając o Edwardzie Cullenie.
*****************************************************************
Hej jak tam się podoba mój kolejny rozdział? według mnie był dość fajny a jeszcze jedno dla wyjaśnienia:
*Jackob nie będzie wilkołakiem
*Nie pojawią się rówieśnicy Belli ze zmierzch oprócz Mika(który nie będzie długo szalał za Bellą)
*Isy-tak nazywają Bellę rodzice i przyjaciele.
Kolejny rozdział jutro wieczorem albo dzisiaj w nocy.
wtorek, 2 lipca 2013
Rozdział 4--Szkoła
a teraz zapraszam na rozdział 4--pt. szkoła
*********************************************************************************
Następnego dnia obudziły mnie promienie słońca wdzierające się przez zasłonięte firanki. Nie mogłam uwierzyć, że Forks przywitało mnie słońcem już pierwszego dnia szkoły. Szybko zeskoczyłam z łóżka i pobiegłam do okna, moja nie cierpliwość okazała się błędem, potknęłam się o ładowarkę do telefonu i przewróciłam na szafkę rozbijając w ten sposób kolano. Przeklęłam w duchu moją niezdarność po czym poszłam do łazienki opatrzyć ranę.Po porannej toalecie postanowiłam wybrać strój do szkoły. Zdecydowałam się na czarne rurki, bluzkę z nadrukiem i niebieskie trampki. Do tego delikatny makijaż i skromna fryzura. Spojrzałam w lustro, oceniając czy mój wygląd pasuje do pogody i sytuacji. Wygląda perfekcyjnie. Pochwaliłam się w duchu. Złapałam moją ulubioną szarą torbę i powoli zeszłam do kuchni starając się nie upaść. Rodzice byli już w pracy co oznaczało, że muszę iść do szkoły na piechotę. Ten pomysł mi się spodobał, ponieważ mieszkałam nie daleko szkoły a poranny spacer dobrze działa na umysł.
Wyszłam z domu i udałam się w kierunku szkoły, intuicyjnie skierowałam się na drogę główną gdzie powinno być liceum. Miałam rację budynek znajdował się pół kilometra od domu.
Weszłam do sekretariatu, gdzie siedziała starsza kobieta.
-Dzień dobry, nazywam się Isabella Ha....-Chciałam się przedstawić lecz sekretarka mi przerwała.
-Wiem dziecko jak się nazywasz, -rzekła z uśmiechem.
-Ale z skąd?
-Chyba wszyscy w Forks już wiedzą kim jesteś.A wracając do naszych spraw, proszę to twój plan zajęć i mapka szkoły.
-Dziękuje.- Rzekłam zmieszana. Po czy odwróciłam się w stronę drzwi.
Wyszłam rozglądając się za salą od biologi, nagle ktoś zasłonił mi oczy.
-Cześć nazywam się Jackob Black.-usłyszałam z za pleców.
-Czy możesz mnie puścić?-spytałam poirytowana.
-Wybacz-po tych słowach odzyskałam wzrok.
Szybko odwróciłam się w stronę rozmówcy. Przed moimi oczami stał Indianin, o czarnych oczach i fryzurze ściętej na jeża. nie wątpliwie był przystojny.
-Niech zgadnę nazywasz się Isabella Hale.-powiedział udając zamyślonego
-Bingo.-Rzekłam posyłając Indianinowi szeroki uśmiech.
-Pomożesz mi znaleźć klasę od biologi?-spytałam, mając nadzieję, że chłopak udzieli mi pomocy.
-O ja też mam teraz biologię,chodź za mną.
Posłuchałam. Po chwili znalazłam się pod odpowiednią salą.
-Usiądziesz ze mną?-spytał mój towarzysz z nadzieją w głosie.
-Jasne-ucieszyłam się, że mam już jednego znajomego.Zawsze jeden jest na plusie.
Usiedliśmy w ostatniej ławce w chwili, gdy przyszedł nauczyciel.
Moja pierwsza lekcja w Forks była bardzo nudna, ale zleciała mi szybko. Okazało się, że teraz omawiamy budowę liści co było dla mnie plusem bo w Jacksonville miałam z tego działu 5+.
Po biologi miałam historię i WOS na, które chodziłam z Valerią, dziewczyną bardzo do mnie podobną tylko nie z tak dużymi problemami koordynacji ruchowej.
Aż wreszcie przyszedł czas na lancz na który poszłam z Jackobem, Valerią i Miray.
Zdziwiło mnie, że pomimo ciasnej stołówki uczniowie omijają stolik najbardziej oddalony od
reszty. Postanowiłam spytać o to Jackoba.
-Jackob dlaczego nikt nie siada przy tamtym stoliku?-wskazałam palcem na pusty stół.
-To jest stolik Cullenów.-odpowiedział z odrazą.
-Czyli?
-Dzieci Doktora Cullena, Rozpieszczone i bogate.Nikt się z nimi nie zadaje.
-Ale dlaczego dzisiaj nie przyszli?
-Zawsze jak jest ładna pogoda jeżdżą z rodzicami na Kozie Skałki.
-Aha- tylko tyle umiałam wybąkać.
-Idziemy? Zaraz będzie dzwonek-Jackob już wstał
-Mhymm
Razem udaliśmy się na Angielski, potem na Hiszpański i Fizykę.(dziwnym trafem mieliśmy te lekcje razem)
Od razu po lekcjach udałam się w kierunku domu po drodze robiąc zakupy w miejscowym sklepie...
************************************************************************************************************
Mam nadzieję że mnie nie zabijecie. Wiem wiem nie umiem pisać dialogów, mam nadzieję, że szybko się wyrobie. Specjalnie dla Issie postarałam się by rozdział był nieco dłuższy. Piszcie w komentarzach czy wam się podoba jutro albo dzisiaj wieczorem napisze kolejny rozdział.
poniedziałek, 1 lipca 2013
Rozdział 3--Rozmowa
-Co to było?-spytałam Rene, gdy znaleźliśmy się zbyt daleko, by Charli mógł nas podsłuchać.
-Sama nie wiem, twój ojciec chyba wreszcie pozbierał się trochę po...-nie dokończyła z jasnego powodu, zaginięcie Jaspera i Rosalie od początku było tematem Tabu. Nie chodzi o to, że chcieliśmy o nich zapomnieć tylko nie czuliśmy się gotowi by porószyć ten trudny dla wszystkich temat.
Nagle nie wytrzymałam, po prostu wybuchłam. Przez dwa lata starałam się być silna, w końcu miałam dla kogo, Rene i Charli nie poradzili sobie że stratą dwójki dzieci, lecz w tym momęcie nie mogłam się powstrzymać, po prostu się rozpłakałam, przytuliłam się do mamy jakbym za chwilę miała ją opuścić na zawsze.
-Mamo ja nie chcę o nich zapomnieć.-tylko tyle umiałam wybąkać.
-Spójż na mnie-żekła stanowczo. Zdziwiłam się. z jaką siłą wypowiedziała te krótkie zdanie. Od zawsze Rene była postrzegana przezemnie jako osoba bardzo krucha i delikatna uczuciowo, natomiast jej ostatnie słowa nijak
nie pasowały do tego opisu.
-Nigdy o nich nie zapomnisz a wież dlaczego?-Znów jej głos był łagodn
y.
Pokiwałam przecząco głową
-Nie ważne gdzie będziesz i co będziesz robić oni zawsze będą tutaj.-dotkneła opuszkami palców miejsca, gdzie biło moje serce.
-Ale ja nie mam już siły-znowu zachlipiałam.
-Dziewczyny ile można na was czekać!?-Usłyszałyśmy krzyk ojca.
-Już idziemy!-odpowiedziała mama również podnosząc głos.
-A ty pamiętaj masz być silna-Rzekła odwracając się w moją stronę, dla lepszego efektu grożąc mi palcem.
Mimowolnie zachichotałam. Widząc to na twarzy Rene zakwitł delikatny uśmiech.
Już chciałam wyjść z łazienki, gdy zatrzymała mnie mama mówiąc
- Pamiętaj wszystkim nam jest trudno-pokiwałam potwierdzająco głową, w końcu coś o tym wiedziałam.
Już odwróciłam się w stronę drzwi gdy nagle usłyszałam-A jeszcze jedno-Rene wypowiadając te słowa wytarła moje łzy wierzchem dłoni.
-Dzięki
-Nie ma za co-powiedziała to po czym pocałowała mnie w czoło.
-Udziemy?-spytałam.
-Idziemy
Ramię w ramię ruszyłyśmy w stronę kuchni, gdzie czekała na nas uczta godna królów.
Rozdział 2--Nowy dom.
-Dziewczyny obiad czeka!!
-Już idę tato
To co zobaczyłam na dole mnie zamurowało.Ujrzałam tatę krzątającego się po kuchni a na dodatek nucącego wesołą melodię. Dla obcego widok zwykły, ojciec gotujący obiad dla żony i córki. Jednak dla mnie i dla mamy ten moment był niezwykły, otóż od 17 urodzin mojego rodzeństwa (dokładnie od ich zaginienia) Charlie zamkną się w sobie a kuchnię omijał szerokim łukiem, jakby mieszkały tam przerażające zjawy. Widać mama też zdziwiła się tym widokiem, bo jej usta były szeroko otwarte.
Postanowiłam nie poruszać tego tematu przy ojcu więc dyskretnie poprosiłam mamę do łazienki.
************************************************************************************************************
Mam nadzieję że was nie zanudziłam opisem domu. Po prostu musiałam opisać najważniejsze pomieszczenia. MOJA WENA MA SIĘ SUPER I DLA TEGO PISZĘ DZISIAJ TYLE RODZIAŁÓW, MAM NADZIEJĘ ŻE SZYBKO JEJ NIE WYCZERPIĘ :)
do napisania Aga
Rozdział 1--Podróż
-Już idę-odpowiedziałam.
Ostatni raz spojrzałam na salon, w którym spędziłam wiele radosnych chwil z rodzicami,Rosalie i Jasperem.
W tym momencie uderzyła mnie fala wspomnień
Siedząca na sofie Rosalie a obok śmiejący się Jasper, do tego uśmiechnięci rodzice.
Mimowolnie zacisnęłam ręce w pięściach, nie chciałam by przy wyjściu z domu rodzice zobaczyli łzy na moich policzkach.Odczekałam chwilę po czym rozluźniłam uścisk a przy wyjściu z mieszkania zmusiłam się na uśmiech przypominający grymas podobny do tego, który pojawia się na twarzy po zjedzeniu cytryny. Zamykając drzwi wejściowe złożyłam w myślach cichą obietnicę,,Kiedyś tu wrócę.'' Po czy opuściłam Jacksonville na zawsze, choć miałam nadzieję na powrót. Jeśli nie w najbliższym czasie to kiedyś w przyszłości.
Na szczęście mieszkaliśmy nie daleko lotniska dzięki czemu oszczędziliśmy sporo czasu. Po długim locie samolotem przesiedliśmy się do mniej wygodnego środka transportu mianowicie do samochodu.Nie wiem kiedy zasnęłam. Nie był to sen tylko koszmar, zobaczyłam
Trzy zbliżające się postacie, byli to trzej mężczyźni. Sprawiali wrażenie unoszących się w powietrzu ledwie parę centymetrów nad ziemią. Ubrani byli w czarne szaty z jedwabiu. Na ich bladych twarzach widać było żądze mordu, lecz nie to przykuwało największą uwagę ich tęczówki miały szkarłatny kolor przypominający krew.
Obudziłam się z głośnym krzykiem, na dodatek zalana potem. Po chwili ujrzałam zdumione twarze rodziców. Okazało się, że przespałam całą drogę do Forks a mój sen skończył się w chwili gdy moi rodzice wysiadali z samochodu. Unormowałam oddech po czym poszłam w ich ślady. Moim oczom ukazał się piękny drewniany domek z sosnowymi drzwiami wprost emanujący miłością jaką Rene włożyła w jego zaprojektowanie. Odruchowo rzuciłam się mamie na szyję, wrzeszcząc komplementy pod jej adresem na co ta przytuliła mnie mocniej i pogłaskała po głowie. Gdy uświadomiłam sobie co właśnie zrobiłam odsunęłam się szybko od mamy i spaliłam raka. Postanowiłam zwiedzić dom.
Prolog
Nazywam się Isabella Marie Hale. Mam nie całe 17 lat. Urodziłam się 13 września 1996 roku w moim rodzinnym mieście Jacksonville, z którego muszę się wyprowadzić. Mam dwójkę starszego rodzeństwa. Raczej miałam Jasper i Rosalie zaginęli w dniu swoich 17 urodzin.
******************************************************
Ju hu prolog już za mną mam nadzieję że się wam spodoba do napisania Aga :D
Wprowadzenie
Jest to coś idealnego dla fanów tej Sagi a także fanów postaci występujących w książce. Może teraz coś o mnie:
Mam na imię Agata choć wolę jak zwraca się do mnie Aga
Kocham sagę Zmierzch a także Intruza, Harrego Poterra i Igrzyska Śmierci. Po prostu kocham czytać
We wrześniu zaczynam naukę w gimnazjum i postanowiłam podciągnąć się w języku polskim(wolę pisać bloga niż powtarzać jakieś bezsensowne regułki)
Rozdziały będą dodawane nieregularnie ponieważ mam masę obowiązków
Nie zwracajcie uwagi na literówki ponieważ mam wrodzony talent do pisania błędów
Wszystkie uwagi piszcie w komentarzach(w ten sposób mi pomożecie)
Mam nadzieję że Moja historia zmierzchu się wam spodoba